To już rok w Hiszpanii. I co dalej…?

A dokładniej 1 rok i 2 miesiące 😀 Hura, hura hura… Tak, wiem, powinnam napisać, że bardzo się cieszę, że tu jestem, że był to najpiękniejszy rok mojego życia, nie zamieniłabym go na żaden inny, przygoda życia itp. itd. Otóż g prawda. Był to jeden z najtrudniejszych okresów w moim życiu, przepełniony kryzysami, poczuciem bezsensu i niemocy, samotności, niejednokrotnie łzami i chęcią natychmiastowego powrotu do Polski. Nie chcę przez to powiedzieć, że przez ten rok nie wydarzyło się w moim życiu nic pozytywnego. Wydarzyło się i to dużo. Ale było ciężko. No po prostu ciężki był to rok, co ja Wam tu będę mydlić oczy. Szczególnie, że przed przyjazdem miałam swoje oczekiwania, matko i córko, jakie ja miałam oczekiwania! Słońce, imprezy, nowi ludzie, nowa ja… Kiedy teraz tak to piszę, to aż sama nie mogę w to uwierzyć. I na pewno jakiś cichy głosik z tyłu głowy szeptał mi, że wcale nie będzie tak różowo, ale kto by go słuchał rozpoczynając przygodę życia. Ja na pewno nie słuchałam. A trzeba było…

Ale chyba nie było tak źle, skoro zdecydowaliśmy się zostać tutaj na kolejny rok. Bo tak właśnie zdecydowaliśmy, a masochistami nie jesteśmy 🙂 Nawet zrobiliśmy listę za i przeciw i… wyszło nam tyle samo argumentów za tym, żeby zostać i tyle samo za tym, żeby wrócić do Polski 😀 Pomyśleliśmy trochę dłużej i głębiej, zrobiliśmy rachunek bardziej jakościowy i szala odrobinę przechyliła się na stronę „zostajemy”. A co takiego trudnego może być w życiu w Hiszpanii, zapytacie. Toż to sam relaks, słońce, palmy, sjesta i fiesta. Nie do końca i nie zawsze, a dziś opowiem Wam, dlaczego. Ale też zdradzę, co mnie w tej Hiszpanii pociąga i za co coraz bardziej ją lubię 🙂

Zacznę od cieni, żeby mieć je za sobą i móc cieszyć się blaskami 😉

Mamo, chcę do domu czyli co było najtrudniejsze

Confinamiento
Madryt 2020

15 marca czyli dokładnie 10 dni po naszym przyjeździe Hiszpania wprowadziła lock down. Całkowity lock down. Jak się domyślacie nie był to szczęśliwy początek przygody życia… Nie znaliśmy nikogo, nie mieliśmy mieszkania, nie znaliśmy realiów życia, ja nawet języka dobrze nie znałam. Do tego dochodził lęk związany z rodziną w Polsce i w ogóle całą tą sytuacją. O naszych początkach w confinamiento możecie poczytać w innych wpisach. Dziś chce tylko powiedzieć, że dla mnie była to ciężka próba, chociaż po jakimś czasie nauczyłam się znajdować pozytywne aspekty tej sytuacji.

Język, a właściwie jego brak…

Na początku nie był to dla mnie taki problem. Przed wyjazdem przez prawie dwa lata uczyłam się hiszpańskiego i sądziłam, że przejście od rozumienia większości do płynnego mówienia będzie kwestią czasu. Jak ja się pomyliłam… Mieszkam tu już rok i wciąż nie rozumiem niektórych ludzi. Owszem, umiem przeprowadzić jakąś ogólną rozmowę o pogodzie, porozumiewam się z ludźmi z pracy, robię zakupy, nawet z lekarzem przez telefon się dogadałam. Ale muszę być cały czas skoncentrowana, nastawiona na odbiór i przetwarzanie informacji. A to męczy 😉 chociaż i tak dla mnie najtrudniejsze jest nierozumienie żartów. Serio. Ktoś powie jakiś żarcik, wszyscy się śmieją, a ja patrzę na każdego uśmiechając się uśmiechem pt. „Wiem, że ktoś powiedział coś śmiesznego, więc się uśmiechnę, ale za cholerę nie wiem o co chodzi”. W drugą stronę też to oczywiście działa. Na palcach jednej ręki mogę policzyć żarty, które udało mi się powiedzieć po hiszpańsku. Oczywiście musiałam się przy tym nieźle natrudzić umysłowo.

Do tego czasem dochodzi jeszcze uczucie kompletnego zidiocenia. Tak, jakby mój mózg w tym samym czasie mógł działać tylko w trybie odbierania informacji po hiszpańsku i tłumaczenia mi na mój. I nic więcej. Serio. Mogę albo myśleć samodzielnie albo słuchać i rozumieć. Ale wykonywanie tych dwóch czynności na raz już przekracza moje możliwości. Procesory się przegrzewają 😀 Zazwyczaj, kiedy próbuję myśleć w trakcie jakiegoś spotkania, po kilku minutach odkrywam, że kompletnie nie mam pojęcia, o czym jest mowa. Dodajmy do tego jeszcze prędkość z jaką mówią Hiszpania recepta na milczka i gbura roku gotowa.

Almeria 2020
Samotność

Która jest wynikiem dwóch powyższych… Pandemia raczej nie sprzyja nawiązywaniu nowych znajomości. A jeśli w dodatku energiczny potencjalny znajomy musi czekać 5 minut aż sklecisz sensowną wypowiedź w jego języku, to lepiej zacznij zaprzyjaźniać się sam ze sobą 😉 No brakuje mi ludzi, znajomych, przyjaciół. I naprawdę nie wiem, gdzie i jak znaleźć ich tutaj. Bardzo często śni mi się w nocy rodzina, znajomi z Polski. A potem się budzę, piękne hiszpańskie słońce wali mi w twarz, hiszpańskie papugi drą się pod oknem, no po prostu rajskie życie. I tylko tych ludzi ze snów brakuje. Może powinnam obrać sobie za cel poznawanie nowych ludzi, stworzyć plan i uparcie go realizować 😉

Mamo, przyjeżdżaj, jednak tu zostajemy 🙂

Czyli dlaczego, no dlaczego zdecydowaliśmy się zostać w Hiszpanii na kolejny rok, skoro nasze życie nie jest usłane różami, nie zawsze budzimy się z uśmiechem na ustach i radością w sercu? Co takiego urzekło mnie w Hiszpanii? 🙂

Słońce

No dobrze, powiem Wam prawdę. Kiedyś, kiedy ktoś mówił, że ci z południa to są bardziej szczęśliwi, bo mają więcej słońca, to tylko kiwałam głową, ale nie do końca byłam o tym przekonana. Powoli zmieniam zdanie na ten temat. Kiedy przez prawie cały rok świeci słońce, jakoś tak bardziej się człowiekowi chce 🙂 I mi też bardziej się tutaj chce. Chce mi się wychodzić, rozmawiać z ludźmi (głównie z panem ze spożywczego;)), chce mi się uprawiać sport i poznawać świat. No chyba, że jest 40 stopni w cieniu… Wtedy chce mi się leżeć pod palmami i popijać zimne tinto de verano 😉 Co bywa trudne, bo mieszkamy pod Madrytem, a nie w domku na plaży, więc żeby popijać tinto de verano pod palmą, musiałabym się udać na pobliskie rondo z krzesełkiem turystycznym. Tam mamy palmy 😉

Roquetas del Mar 2020
Luz w gaciach 🙂

Mañana, no pasa nada, cariño, guapa, tranquilo… Oni tu po prostu mają luz w majtach (jak to mówi J.;)). Jutro, nic się nie dzieje, spokojnie… A do tego wszyscy się uśmiechają, lubią do Ciebie gadać, siedzą w barach albo na ławeczkach i sączą kawkę albo piwko. A od pana w warzywniaku więcej razy usłyszałam cariño (kochanie) niż od mojego J. przez cały nasz związek 🙂 Tu się po prostu żyje na luzie i już. I żyje się, jakby to powiedzieć, stadnie. Ciągle z ludźmi.

Przygoda!

Skoro już zdecydowaliśmy się przeżyć przygodę naszego życia (kolejną;)) to nie zrezygnujemy z niej z powodu jakiejś tam pandemii czy innych trudności. Co to to nie! Naprawdę włożyliśmy dużo pracy w to, żeby jakoś przetrwać ten pierwszy rok, nie rozstając się, ani nie wracając z płaczem do Polski i uznaliśmy, że mało nam tej Hiszpanii. Że chcemy więcej i już. Zatem zostajemy 🙂 Na razie na kolejny rok, a potem… Zobaczymy, co życie przyniesie. Ja wciąż czuję niedosyt. Niedosyt znajomości języka, kultury, kuchni, miejsc. Niedosyt wszystkiego. I chyba naprawdę stworzę plan poznawania Hiszpanii, bo pierwszy rok już tak trochę przesiedzieliśmy w domu (nie z naszej winy ani woli), więc kolejny chcielibyśmy wykorzystać na 200% 🙂

Almeria 2020

Zatem:

Ahoj przygodo!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *