Sama często zadawałam sobie to pytanie. Aż w końcu miałam okazję przekonać się o tym na własnej skórze. Uznałam, że warto byłoby o tym napisać, szczególnie w dzisiejszych czasach, kiedy testy na covid-19 i szczepionki są dość gorącym tematem.
Dlaczego potrzebowałam porady lekarskiej?
Otóż przeziębiłam się. Któregoś dnia rozbolało mnie gardło. I tak bolało przez kilka kolejnych dni. Dokładnie przez 2. Uznałam, że posiedzę sobie w domu, do ludzi i na mróz nie będę wychodzić, przejdzie mi. Przeszło. Poszłam do pracy. Posiedziałam 1 dzień w zimnym nieogrzewanym biurze i wróciłam już z bólem zatok i głowy. I się zaczęło. Dzwonić do lekarza czy nie dzwonić? Na pewno wyślą mnie na test i każą zostać w domu, a to przecież nie covid. A co jeśli jednak covid? No przecież zawsze jak jest zimno mam problemy z zatokami. Ale w dzisiejszych czasach nigdy nie wiadomo…
Zadzwoniłam.
Jak umówić się do lekarza?
Numer do mojej przychodni znalazłam na mojej Tarjeta Sanitaria czyli na takiej plastikowej karcie, która dostaje się po zapisaniu do przychodni. Poprosiłam J., żeby był obok mnie na wypadek gdybym nie zrozumiała, co mówi do mnie pani z rejestracji.
Na początku włączył się automat. Cała rozmowa wyglądała mniej więcej tak:
Automat po hiszpańsku: Jeśli chcesz dowiedzieć się o procedurach związanych z covid19 powiedz blablabla (tu nie zrozumieliśmy) lub wciśnij liczbę x. Jeśli chcesz skontaktować się z lekarzem w sprawie zarażenia covid 19 powiedz blablabla (znów nie zrozumieliśmy) lub wciśnij y. Jeśli chcesz się umówić na wizytę, powiedz blablabla (nie zrozumieliśmy) lub wciśnij z.
Ja: Nic nie zrozumiałam. Co mam wcisnąć? Chyba że chcę się umówić na wizytę…
J.: Dlaczego oni nie mogą normalnie Cię połączyć tylko te automaty ciągle???!!!
Automat po hiszpańsku: Przykro mi, nie zrozumiałam, co powiedziałeś. Jeśli chcesz….
Ja: Cicho bądź, gadasz i automat nas nie rozumie. Słuchaj, bo ja nie rozumiem, co mam wcisnąć.
Wreszcie wybraliśmy opcję umówienia się na wizytę u lekarza.
Automat po hiszpańsku: Podaj datę blablablabla (tu nie zrozumieliśmy).
Ja: Chce datę wizyty, przecież ja nie chcę umówić się na wizytę. Chcę zapytać w rejestracji, co mam robić.
I się rozłączyłam.
Połączyliśmy się jeszcze raz. Wybraliśmy opcję skontaktowania się z lekarzem w sprawie covid. Okazało się, że nie trzeba podawać daty potencjalnej wizyty tylko datę urodzin oddzieloną krzyżykiem. Automat poprosił jeszcze o coś, ale tego też nie zrozumieliśmy. W niczym to nie przeszkodziło i szast prast, połączyło nas z rejestracją. No dobrze, nie takie szast prast, trochę poczekaliśmy. Pani w rejestracji zrozumiała, że ja nie rozumiem, mówiła powoli i wyraźnie. Wzięła ode mnie potrzebne dane czyli numer NIE, nr telefonu, wypytała mnie o objawy i poinformowała, że mój lekarz zadzwoni do mnie jeszcze tego wieczora.
Pozostało tylko czekać.
Miałam nadzieję, że zdążą zadzwonić, zanim J. wyjdzie z domu. Nie czułam się jeszcze na tyle swobodnie językowo, żeby rozmawiać z lekarzem przez telefon. Na wszelki wypadek przetłumaczyłam sobie moje objawy i uznałam, że będę czytać z kartki. Włączyłam też tłumacza na komputerze, żeby był pod ręką. I czekałam. Bardzo się denerwowałam, więc żeby jakoś zabić czas i odwrócić uwagę od stresu postanowiłam popracować trochę nad Instagramem. I co? Oczywiście w tym momencie lekarz do mnie zadzwonił! A ja nie mogłam odebrać, bo ten cholerny telefon się zawiesił!
J. dzwonią! Krzyknęłam. Ale nie mogę odebrać… Oczywiście rozłączyli się, bo ileż można dzwonić. A J. wyszedł i sama musiałam zmierzyć się z hiszpańskim lekarzem.
Kiedy już myślałam, że w zapomnieli o mnie, telefon znów zadzwonił. Tym razem przezornie nie używałam Instagrama. Odebrałam, uprzedziłam panią, że nie rozumiem. Była bardzo miła i cierpliwa, starała się wytłumaczyć mi wszystko i oczywiście od razu skierowała mnie na test na covid-19. Zapisała mnie na kolejny dzień na popołudnie, powiedziała, że mam siedzieć w domu dopóki nie zadzwoni do mnie w poniedziałek, a J. ma zachować dystans. Wszystko w bardzo miłej atmosferze.
Męczyło mnie tylko, jak do pioruna J. ma się do mnie nie zbliżać skoro mieszkamy razem? Ma spać u sąsiadów? Pościelić mu na górze? Ale co z kuchnią i łazienką? Pocieszyłam się, że to i tak pewnie tylko zatoki, jak zawsze zimą, i uznałam, że do wyniku testu nie będziemy kombinować.
Test na covid-19
W piątek ruszyłam do przychodni. W głównym budynku pani uprzejmie mnie poinformowała, że potencjalnych covidowców przyjmują w innej części i pokazała mi strzałki prowadzące za róg. Weszłam do poczekalni, w której były jeszcze dwie osoby i czekałam aż mnie zawołają. Po chwili wyszła pani w kombinezonie, wyczytała moje nazwisko, przepraszając, że nie umie wypowiedzieć mojego imienia i zaprosiła mnie na badanie.
Pomimo tego, że pani była ewidentnie zaganiana (przyjmowała pacjentów, pobierała materiał do badania, informowała o wyniku, jednym słowem sama ogarniała wszystko) odbyłyśmy krótką rozmowę o moim imieniu, o tym, jak je wypowiedzieć i jaki jest odpowiednik po hiszpańsku. Zostałam poinformowana o tym, że badanie będzie nieprzyjemne i pani rzeczywiście była bardzo tym zmartwiona. Fakt, było nieprzyjemne i rozumiem jej zmartwienie, skoro przez cały dzień musi tak maltretować ludzi 😉 Materiał do badania pobrała mi z nosa długim patyczkiem z wacikiem. Trwało to kilka sekund i nie należało do najprzyjemniejszych czynności na świecie, ale też nie bolało. Do mózgu na pewno nie udało jej się dokopać, ale powiem Wam, że wyszłam stamtąd z wrażeniem, że na pewno przetkała mi tym patyczkiem całą zapchaną zatokę 😉 Wynik dostałam po jakichś 10 minutach, negatywny. Zdziwiło mnie tylko, że i tak nie mogę wychodzić z domu, tylko muszę poczekać aż zadzwoni do mnie lekarz i sam mi to powie. Co nastąpi w poniedziałek.
Trochę byłam zła, bo miałam plany na weekend, ale ostatecznie i tak źle się czuję, i na pewno rozsądniej będzie zostać w domu.
Wnioski
Bardzo mnie stresowała ta sytuacja. Nie, nie, nie bałam się, że mam covida. Było to bardzo mało prawdopodobne. Ale zawsze, nawet w Polsce stresowały mnie wizyty u lekarzy. A tutaj doszła jeszcze nieznajomość systemu i języka. Nie wiedziałam, czego się spodziewać.
Na szczęście wszystko poszło bardzo sprawnie. Jedynym trudnym momentem było zrozumienie, co mówi automat i szybkie zdecydowanie, którą opcję wybrać. Ale na końcu i tak łączyło z rejestracją więc w zasadzie nie był to aż tak duży problem.
Cały mój stres był zupełnie niepotrzebny. Zatem bardzo pozytywnie oceniam moje pierwsze doświadczenie z hiszpańską służbą zdrowia, ale mam nadzieję, że w przyszłości nie będzie tych kontaktów zbyt wiele 😉
W skrócie postępowanie lekarskie w moim przypadku:
1. Telefon do przychodni, rozmowa z panią z rejestracji, wytłumaczenie objawów, zostawienie numeru telefonu.
2. Rozmowa telefoniczna z lekarzem. Odpowiedzenie na pytania: jakie są objawy? Jak długo trwają? Czy mam gorączkę? Czy ktoś ze mną mieszka? Jak się czuje ta osoba?
3. Skierowanie na test na covid-19. Zalecenie, żeby osoba, która ze mną mieszka ograniczyła ze mną kontakt. Konieczność pozostania w domu do otrzymania wyniku testu i kolejnej rozmowy z lekarzem.
4. Test wykonany kolejengo dnia, zajęło to około 20 minut razem z czekaniem na wynik.
5. W poniedziałek rozmowa z lekarzem.
Lekarz zadzwonił. Moja pani doktor powiadomiła mnie o negatywnym wyniku testu i zapytała, jak się miewam. Nie do końca umiałam wytłumaczyć, co dokładnie mi dolega. Wciąż jeszcze nie czuję się dobrze, a akurat nie byłam przygotowana i zapomniałam jak się mówi „katar” po hiszpańsku. Miałam wrażenie, że pani doktor trochę się zmieszała, ale po chwili uznała, że łatwiej będzie, jeśli ona będzie zadawać pytania, a ja odpowiadać „tak” albo „nie”. Podziałało o tyle, że pani doktor zmartwiła się i zarządziła powtórzenie testu, żeby tym razem zrobić mi PCR. Do piątku zostaję w domu i czekam na kolejny telefon od pani doktor…
Nie jestem zachwycona, ale niewątpliwym plusem jest to, że tutaj nawet w przypadku przeziębienia kierują na test. W końcu nigdy nie wiadomo czy to jednak nie covid-19, a przecież jesteśmy odpowiedzialni za siebie i innych. Zatem będę się kurować i co jakiś czas oglądać zdjęcia z wakacji dla podtrzymania ducha 😉

Ahoj przygodo!