No dobrze, czas na chwilę szczerości. Napisanie tego posta zajęło mi dużo więcej czasu niż bym tego chciała. Zabierałam się do tego jak pies do jeża, każde słowo wyrywałam z siebie niemal przemocą. Zastanawiałam się, dlaczego tak jest. Temat nietrudny, trochę wiem z lekcji hiszpańskiego, resztę doczyta się w Internecie i jedziemy. No i właśnie o to chodzi. Nie jedziemy, bo uwielbiam pisać, ale o tym, co mi się przytrafiło, czego świadkiem byłam i co z czystym sumieniem mogę uczciwie opisać. I miałam wspaniały plan opisania jak to brałam udział w Semana Santa w Madrycie, a k*********a (kwarantanna oczywiście). Zatem przyznaję się wszem i wobec, że nie byłam świadkiem tego, co opisałam poniżej (oprócz drugiej części, zorientujecie się), a informacje na ten temat znalazłam w Internecie oraz otrzymałam na zajęciach z hiszpańskiego jeszcze w Polsce. Jako, że jestem uczciwa, na końcu posta znajdziecie linki do źródeł (uwaga: nie będzie linku do lekcji hiszpańskiego;)). Zaczynajmy więc.
Semana Santa – tak w Hiszpanii nazywane są Święta Wielkanoce. Święty Tydzień, ponieważ trwają równiusieńko tydzień – od Niedzieli Palmowej do Niedzieli Rezurekcyjnej. Hiszpanie nie bez powodu znani są z zamiłowania do fiest 😉 Internet mówi, że podczas całego tego tygodnia zamknięte są szkoły i uniwersytety, a cała Hiszpania świętuje. Niestety nie wiem, czy tak jest w rzeczywistości. W obecnej sytuacji otwarte są tylko sklepy, apteki i banki więc Hiszpanie praktycznie zostali pozbawieni możliwości obchodzenia Semana Santa. A jak to było w starych dobrych czasach, kiedy koronawirus jeszcze nie hulał po świecie jak wiatr południowy a my byliśmy zdrowi, wolni i szczęśliwi?
Usiądźcie wygodnie i posłuchajcie.
Dla Hiszpanów jest to bardzo ważny czas, do którego przygotowują się przez cały rok. Jest to dla nich czas celebracji tajemnicy męczeństwa, śmierci i zmartwychwstania Jezusa. Obchody Semana Santa rozpoczynają w Niedzielę Palmową, kiedy to celebrują przybycie Jezusa do Jeruzalem. Tego dnia rozpoczynają się procesje z gałązkami oliwnymi i palmowymi. Podczas tego tygodnia na ulicach każdego miasta, w dzień i w nocy zobaczyć można procesje ukazujące różne etapy męczeńskiej śmierci i zmartwychwstania Jezusa. Jednak najważniejsze obchody mają miejsce w Wielki Czwartek i Wielki Piątek. W Wielki Czwartek odbywają się procesje upamiętniające Ostatnią Wieczerzę oraz zdradę Judasza. Wielki Piątek poświęcony jest męczeńskiej śmierci Jezusa na krzyżu. Tego dnia nie odprawia się mszy świętej. Noc Wielkiej Soboty oraz Niedziela Rezurekcyjna są czasem radości z powodu zmartwychwstania Jezusa.
Przez 8 dni i 8 nocy na ulicach każdego miasta w Hiszpanii zobaczyć możemy procesje. Osoby zrzeszone w bractwach przygotowują się do nich cały rok. Specjalnie na Semana Santa każde bractwo przygotowuje swoją scenę z figurami świętych. Ta ogromna platforma niesiona jest przez mężczyzn przez cały czas trwania procesji. Nic dziwnego, że potrzebują tylu miesięcy, żeby to wszystko przygotować. Dla bractw jest to bardzo ważny moment i każdy zrzeszony ma swoją rolę do odegrania.
Przejściu procesji towarzyszą tłumy turystów oraz mieszkańców, którymi targają przeróżne emocje. Kobiety odziane w tradycyjne stroje, płaczą, a niektórzy mężczyźni decydują się nawet na biczowanie, które ma symbolizować oczyszczenie.
Ale nie tylko na tym polega świętowanie Semana Santa. Jak każdy kraj, tak i Hiszpania posiada tradycyjne jedzenie, które przygotowywane jest na czas Świąt spędzanych z rodziną. Głównym daniem jest gulasz z ciecierzycy, potrawka z rybą albo z jajkami na twardo. Hiszpanie przygotowują na czas Świąt wiele słodkości, np. torrijas czyli czerstwe kawałki chleba namoczone w mleku i jajku, usmażone na oliwie i obtoczone cukrem. Chociaż jeszcze ich nie jadłam, przepis przypomina mi bardzo tak zwane grzanki Kubusia Puchatka 🙂 Innym świątecznym przysmakiem są bañuelos, czyli małe pączki ze słodkim nadzieniem, a także flores manchegas, czyli ciastka w kształcie kwiatków. Niestety nie udało nam się spróbować żadnych świątecznych słodkości, jednak na naszym stole zagościła jedna potrawa hiszpańska. Był to chlebek hornazo nadziewany jajkiem na twardo. W wersji oryginalnej nadziewa się go boczkiem i chorizo czyli hiszpańską kiełbaską, ale my wegetarianie nadzialiśmy go tylko jajkiem 🙂 Jest bardzo prosty w wykonaniu, choć czasochłonny. Mi wyszedł całkiem dobry, ale muszę Wam wyznać w sekrecie, że nigdy nie jadłam oryginalnego hiszpańskiego, więc nie wiem czy mój smakował tak, jak powinien, Grunt, że żadne z nas się nie otruło.
Wiecie już jak w innym, idealnym życiu świętowalibyśmy Wielkanoc. A jak obchodziliśmy ją w rzeczywistości?
Otóż nie było tak strasznie źle i samotnie jak się spodziewałam. Oczywiście ja z moimi mizernymi pokładami optymizmu już w piątek wieczorem wpadłam w nastrój pt. „Wszystko jest do kitu, ja chcę do domu”. W wyobrażeniach mojego umysłu skatowanego kwarantanną widziałam jak spędzamy z J. niedzielę świąteczną pokłóceni, on grając w Cywilizację, a ja oglądając serial i popijając rum z colą. Hmm… Moje wyobrażenie tak naprawdę niewiele różniło się od rzeczywistości, z tym że było w niej nieco mniej tragizmu.
W sobotę wzięliśmy się do roboty i wysprzątaliśmy mieszkanie dla zmartwychwstałego Jezuska. Nawet udało nam się przy tym nie pokłócić, alleluja! Pewnie dlatego, że bardzo dbaliśmy o to, aby się raczej nie spotkać w jednym pomieszczeniu. Po miesiącu kwarantanny nawet najmniejsza różnica zdań przeradza się w awanturę, po której każde z nas gotowe jest się wyprowadzić… na balkon chyba, ale jednak.
Kiedy już mieszkanie błyszczało, a w powietrzu unosił się zapach przygotowanego jedzenia, było już bardzo późno i oboje dosłownie padliśmy na pyszczki.
Bardzo zależało mi, żeby te święta wyglądały choć odrobinę „jak w domu”, zatem w miarę możliwości zadbaliśmy o wszystko. Na śniadanie zaplanowałam faszerowane jajka, sałatkę jarzynową (co z tego, że ze wszystkich podstawowych składników znalazła się tam tylko marchewka i jajko, a reszta była czystą hiszpańską improwizacją) i chlebek hornazo. Na obiad przygotowałam polską pomidorową, zapiekane ziemniaczki, smażony ser dla J. i mizerię. Co prawda odkryłam, że tutejsze jogurty naturalne są bardzo słodkie i nawet sok z cytryny i ocet nie pomogły mizerii stać się bardziej smaczną, rzekłabym, że wręcz ją dobiły i stała się niezjadliwa (choć J. dzielnie ją zmęczył i nawet się potem nie rozchorował. Wyobraźcie sobie jeść słone ogórki ze słodkim jogurtem i octem…Od samego myślenia mnie mdli). Ja miałam zjeść świąteczną pieczoną rybę, ale… jakoś umknęło mi, że ona już była solona, więc po doprawieniu była tak słona, że Morze Martwe by się jej nie powstydziło. A ponieważ nie zamierzałam nikomu odbierać nią życia, po próbie jej odratowania, poddałam się i w Święta musiałam zadowolić się pieczonymi ziemniaczkami i słodko-octową mizerią. Poza tym J. przygotował pyszną szarlotkę (naprawdę pyszną!), a ja trochę mniej pysznego mazurka. Na naszym stole nie zabrakło nawet koszyczka. Co prawda za koszyczek posłużyło wiklinowe pudełko, w którym gospodyni na co dzień trzyma leki. Baranka i kurkę zrobiłam z papieru, króliczka z serwetki a natka pietruszki zastąpiła bukszpan… Prawdziwe w tej święconce były tylko jajka, ale cóż, trzeba sobie radzić w czasach zarazy. W niedzielę rano J. poświęcił nasze pokarmy i byliśmy gotowi do spożycia świątecznego śniadania online z moją rodziną. O dziwo wszystko poszło tak jak trzeba (z wyjątkiem półgodzinnego spóźnienia, ale w mojej rodzinie nie jest to żadną anomalią, raczej dziwić się należy, że to było tylko pół godziny). Bez większych problemów połączyliśmy się przez komunikator i spożyliśmy śniadanko. Było prawie jak w domu 🙂
Resztę dnia spędziliśmy tak, jak przewidywałam: J. grając w grę, a ja oglądając serial. Prawdę mówiąc po sobotnim sprzątaniu i gotowaniu na nic innego i tak nie mieliśmy siły.
A Lany Poniedziałek? No cóż, w Madrycie Wielkanoc kończy się w niedzielę, więc w poniedziałek zezwlekliśmy się z łóżka prosto na spotkanie online z ekipą…
Ahoj przygodo!

PS. Przy pisaniu tego posta posiłkowałam się informacjami, które znalazłam na poniższych stronach:
a także na dwóch polskich stronach:
PS2. Przepis na chlebek hornazo znajdziecie po tym linkiem.