Życie jak w Madrycie

Wszyscy wiemy, jak jest. DO DUPY. Siedzimy zamknięci w domach, prawie już obgryzając tynk ze ścian z nudy. Może nie powinnam nazywać tego nudą zawsze przecież jest coś do zrobienia. Tylko każde „coś” kiedyś się kończy, a Ty na siłę musisz szukać kolejnego „cosia”. I tak hobby, które w normalnym życiu (kiedy to było, 20 lat temu???) przynosiło Ci relaks i radość, teraz jest ciążącą koniecznością, bo skoro cały dzień i całą noc siedzisz w domu to MUSISZ zająć się swoim hobby.


Gorzej, jeśli wszystkie narzędzia i materiały zostawiłaś w innym kraju, bo przecież kupisz sobie nową modelinę w Madrycie, farby też i może nawet części do biżuterii. W ten sposób wszystko, co pozwoliłoby Ci zapchać czas, zostało gdzieś, gdzie chwilowo na pewno się nie udasz. W kolejnych miesiącach również. I nie, nie możesz poprosić rodziców, żeby Ci coś wysłali, bo poczta nie obsługuje paczek zagranicznych. Nie pozostaje Ci nic innego, jak tylko oglądać Netflixa (zostało nam jeszcze 19 GB cholernie drogiego Internetu, na kilka filmów wystarczy), pić wino z kartonika (3 sztuki za 1 euro, grzechem byłoby nie spróbować) i przeglądać fejsbuka.
Wydaje Ci się, że marazm i stagnacja już na zawsze zapanowały w Twoim życiu. Już nawet nie pamiętasz, kiedy ostatni raz wyszłaś na spacer (5 dni temu), zapomniałaś, jak wygląda trawa i czym są te latające opierzone stworzenia, które czasami przysiadają na Twoim parapecie…

Podejrzewam, że normalny człowiek w swoim domu znalazłby mnóstwo rzeczy do robienia. Można poprać, poprasować, uszyć sukienkę, pomalować ściany, położyć nową podłogę. Ostatecznie można rozebrać cały dom i postawić go od nowa. Można gotować, śpiewać, ćwiczyć z Chodakowską, Lewandowską, Mel B. albo inną specjalistką od spalania tłuszczu, można tańczyć salsę z Oye (polecam), malować obrazy, robić sobie domowe spa itd. Mogłabym wymieniać w nieskończoność.

Mój największy ból egzystencjalny w tej sytuacji polega na tym, że nie jestem u siebie. Mam ograniczony dostęp do kuchni, w której nie ma nawet czajnika do zagotowania wody, o blender nie śmiałam już zapytać… Spa odpada, bo woda jest na termę i po jednym prysznicu reszta domowników myje się w zimnej wodzie. Poza tym nie robi się domowego spa, kiedy gospodarz mieszkania wprost Ci powiedział, że możesz u niego mieszkać maksymalnie dwa tygodnie. A tu niespodzianka, przyszła kwarantanna i żadne z Was nie wie czy z dwóch tygodni nie zrobią się dwa miesiące 🙂

Po pięciu dniach marazmu i stagnacji postanowiłam zrobić listę zajęć, które mogę wykonywać w obecnej sytuacji. Na wstępie odrzuciłam to, co wymaga prywatności i przestrzeni czyli intensywne ćwiczenia, śpiewanie, spa i gotowanie. Pozostało mi, co następuje:
  • ćwiczenia na łóżku (joga, wzmocnienie nóg, pośladków i mięśni brzucha). Znalazłam kilka treningów na You Tubie i do dzieła!
  • czytanie książek – na szczęście siostra poleciła mi Legimi, dzięki czemu mam dostęp do książek, jupiii! Empik również oferuje 60 dni dostępu do książek za darmo. Mi Legimi w zupełności wystarcza, ale dobrze wiedzieć, że są inne możliwości. 
  • oglądanie seriali – ale z rozwagą. Do tej pory oglądałam dużo i przyznaję, traciłam na tym czas (pocieszam się, że oglądałam po angielsku, więc może czegoś tam się przy tym uczyłam). Teraz postanowiłam oglądać maksymalnie jeden odcinek dziennie i to po hiszpańsku.
  • uczyć się hiszpańskiego – łatwo powiedzieć… Przyznam, że zupełnie straciłam do tego zapał, wręcz przeciwnie, zablokowałam się i po prostu nic mi nie wchodzi do głowy. Ale może małymi kroczkami usunę ten wielki kamień z mojej głowy i wreszcie się czegoś nauczę. 
  • pracować nad zdjęciami – dobra, to też idzie mi jak krew z nosa… Jakoś nie umiem być kreatywna, kiedy całe moje jestestwo opanowuje chandra i poczucie izolacji. Ale cóż, mam kilka pomysłów, muszę tylko (chcę!) znaleźć energię i chęci na ich realizację.
  • robić zdjęcia! – tak jest! To, że jestem zamknięta, nie znaczy, że nie mam możliwości fotografowania. Mogę przy tym rozwijać swoją kreatywność 🙂
  • pisać bloga:) – przyznaję, ciężko znaleźć tematy, kiedy jest się zamkniętym w czterech ścianach i właściwie nic nowego w życiu się nie dzieje… Ale cóż, powraca pytanie o granice kreatywności 🙂
  • zaznajomić się z metodą mindfulness – zawsze chciałam się tego nauczyć i nigdy nie miałam czasu. Co prawda ogólny niepokój, jaki opanował moją duszę trochę przeszkadza, ale warto spróbować.
  • tańczyć! – chyba najtrudniejsze do realizacji 😉 Uwielbiam tańczyć, ale do tej pory robiłam to tylko na imprezach po różnej ilości napojów wyskokowych. A teraz, no cóż… Na łóżku ze słuchawkami na uszach też pewnie można tańczyć…
  • uczyć się obsługi nowych programów – mam na myśli głównie programy do edycji zdjęć. Obecnie używam dwóch i nie znam pełnych możliwości żadnego z nich. Czas się poznać!

Zdaję sobie sprawę z tego, że te pomysły na zabicie nudy powstały na siłę, żebym naprawdę nie zaczęła walić głową w ścianę. Mamy pecha, że nasze życie w Madrycie nie zdążyło się zacząć, a już zostało zamknięte w pięciometrowym pokoiku. Ale cóż, trzeba się jakoś dostosować. Jeszcze kilka tygodni i wszyscy będziemy potrafili żyć w zamknięciu;)

I tak sobie tylko myślę, że powiedzenie „Życie jak w Madrycie” nabiera nowego znaczenia…

Na zdjęciu widok z tarasu na Madryt. Cisza przed burzą… Dosłownie i w przenośni – zostało zrobione w niedzielę wieczorem, 15 marca, kiedy w Madrycie wprowadzono zakaz wychodzenia z domu. Natura uczciła to dwiema burzami z piorunami, które przewaliły się nad miastem. 

Ahoj przygodo!

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *